Jednocześnie możemy obserwować dwa trendy. Jeden to pojawianie się mody jeździeckiej na ulicy. Gumowe i skórzane oficerki, sztyblety, a ostatnio coraz bardziej wszędobylskie bryczesy i legginsy z lejami. Z jednej strony jest to irytujące, bo jeszcze trzy lata temu widząc kogoś ubranego w bryczesy mogłam podejść i zagaić - w jakiej stajni jeździsz, o, znam ją,jak fajnie... Obecnie dziecina ubrana w bryczesy popatrzy się na mnie złowrogo i odrzeknie, że do widzenia, albo że konie śmierdzą, albo że jeździła raz jak miała trzy latka.
Z drugiej strony jednak ma to swoje zalety. Jeśli ogólnie dostępne są sztyblety i kupuję je sobie jako zwykłe buty do chodzenia, to jednocześnie mogą być to buty do jazdy konnej. Ilość mojego sprzętu jeździeckiego się zwiększa, choć jednocześnie to ubiór na codzień.
Teraz drugi trend. Uciekanie od standardowej mody jeździeckiej, czerpanie różnych motywów do tej pory nie obecnych w jeździectwie. Jednym z nich jest przykładowo zmieniona kolorystyka.
Myślę, że im więcej jeździectwa w modzie i mody w jeździectwie tym lepiej dla... jeźdźców. Im więcej naszej szafy nadaje się do stajni i na ulicę jednocześnie, tym jest to bardziej praktyczne, ekonomiczne, wygodniejsze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz